UWAGA! Odwiedzasz archiwalną stronę, która wkrótce przestanie działać. Zapraszamy do nowego serwisu pan.pl.

Małe jest piękne rozmowa z dr hab. Nicole Dołowy-Rybińską, socjolingwistką z Zakładu Badań Narodowościowych Instytutu Slawistyki PAN o europejskich językach mniejszościowych

Rozpoczynając wywiad, celowo powołuję się na tytuł książki Ernsta Friedricha Schumachera. Ten słynny ekonomista, ukazujący alternatywne zastosowania wobec „totalnych” rozwiązań gospodarczych, przyglądał się społecznościom żyjącym wg zasady malej skali, czyli społecznościom liczebnie stosunkowo niewielkim. Ty również badasz liczebnie niewielkie językowe i etniczne skupiska w Europie. Czy mogłabyś powiedzieć o jakie grupy etniczne i języki chodzi, pokrótce je scharakteryzować i wspomnieć  o najważniejszych  różnicach między nimi?


Dr  hab. Nicole Dołowy: Oczywiście, choć jest to bardzo obszerne pytanie. Już od czasów doktoratu zajmuję się badaniem Kaszubów w Polsce, Serbołużyczan w Niemczech oraz Bretończyków we Francji. Po obronie doktoratu doszli też Walijczycy. Każda z tych grup znajduje się w odmiennej sytuacji pod względem liczby osób, które się z nią identyfikują, bądź są identyfikowani, historii, statusu w państwie, na którego terenie zamieszkują, liczby i typów osób znających/używających lub utożsamiających się z językiem. W największym skrócie: jako Kaszubi identyfikuje się ok. 300 000 ludzi, z czego mniej więcej 100 000 zna język kaszubski i używa go (w różnym zakresie). Kaszubi jako grupa nie są w Polsce uznani, ale już ich język posiada status języka regionalnego i jest objęty ochroną. Przekaz międzypokoleniowy tego języka został silnie osłabiony w drugiej połowie XX wieku, ale obecnie, od jakichś 20 lat prowadzone są liczne działania, które mają służyć ochronie tego języka i odwróceniu zmiany językowej. Serbołużyczanie, mający status mniejszości narodowej w Niemczech, to bardzo mała społeczność, licząca najwyżej ok. 60 000 osób, na dodatek podzielona wewnętrznie na Dolnołużyczan (ok. 20 000) i Górnołużyczan (ok. 40 000 osób) oraz dwa – uznane przez Niemcy – języki: dolnołużycki z jedynie 2 000 użytkowników, przerwaną transmisją już w latach 30. XX wieku, ale i zorganizowanymi działaniami służącymi ich rewitalizacji, i górnołużycki, którym posługuje się ok. 12 000 osób, a w kręgu górnołużyckich katolików jest to wciąż język przekazywany w rodzinie. Niemniej i ten język jest poważnie zagrożony. Bretończycy nie mają we Francji żadnego statusu, trudno nawet powiedzieć, ile osób identyfikuje się jako Bretończycy, gdyż mamy tu do czynienia z możliwością dwojakiej identyfikacji: etnicznej lub regionalnej. Możemy natomiast powiedzieć, że językiem bretońskim posługuje się ok. 200 000 osób, choć większość z nich należy do najstarszego pokolenia. Od lat 70. XX wieku trwa proces rewitalizacji tego języka, skutkujący pojawieniem się sporej grupy jego nowych użytkowników. I wreszcie walijski, używany przez prawie 600 000 osób, znajdujący się w stosunkowo najlepszej sytuacji, gdyż posiada status języka współoficjalnego w Walii i jest szeroko promowany. Byłoby jednak dużą przesadą powiedzieć, że język ten znajduje się w stabilnej sytuacji. Jak widać, te grupy i ich języki dzieli bardzo wiele. Ale też można znaleźć wiele aspektów uprawniających do analizy porównawczej: wszystkie te grupy można uznać za mniejszości językowe (żeby nie wchodzić w skomplikowane kwestie identyfikacji narodowo-etnicznej), znajdują się one w sytuacji braku równowagi w relacji władzy, zaś ich języki są zagrożone, m.in. z powodu rywalizacji z silniejszymi językami narodowymi i językiem międzynarodowym, angielskim.

W swoich badaniach często posługujesz się terminem „rewitalizacja” języków. Określenie to  raczej kojarzy mi się z próbą odnowy terenu po rabunkowej eksploatacji, a więc urbanistyką, a nie z lingwistyką. Czy mogłabyś wytłumaczyć na czym polega rewitalizacja języków i w jaki sposób jest przeprowadzana?

Rewitalizacja języków jest teraz jedną z silnie rozwijających się gałęzi socjolingwistyki, gdyż na zjawisko to trudno patrzeć jedynie od strony samego języka – potrzeba także całego kontekstu społecznego, zrozumienia szerokiego wachlarza zjawisk, które mają wpływ na odchodzenie od używania języka etnicznego lub powrót do niego. W największym skrócie rewitalizacja, często nazywana też ożywianiem języka lub odwracaniem zmiany językowej, to złożony i wielowymiarowy proces, którego celem jest zahamowanie odchodzenia od używania języka przez członków wspólnoty językowej, a także stworzenie odpowiednich warunków do używania go, upowszechniania i wpływania na pozytywne nastawienie do niego zarówno przedstawicieli mniejszości, jak i społeczeństwa dominującego, dzięki czemu możliwe jest także pozyskanie nowych użytkowników danego języka. Działania rewitalizacyjne prowadzone są więc zarówno przez lingwistów wspierających wspólnotę językową (np. poprzez tworzenie słowników, dokumentację zagrożonych języków itd.), jak i aktywistów językowych należących do mniejszości. Jest ona prowadzona poprzez szeroko rozumianą politykę językową, jak i oddolne działania osób, dla których język ten stanowi wartość.

Czy najmłodsze pokolenia chętnie angażują się w utrzymanie mowy swoich pradziadków? Przykład Tymoteusza Króla, który dosłownie, pomimo oporu przez wiele lat większości mieszkańców okolicznych miejscowości Wilamowic, a także władz lokalnych, rewitalizuje wilamowski mikrojęzyk,  jest niezwykły i wyjątkowy, ale czy typowy? Tematyką aktywizmu młodych zajmowałaś się w ramach grantu Sonata (NCN). Jakie są twoje spostrzeżenia?  

Niestety, przykład Tymoteusza Króla jest tak samo typowy dla grupy aktywistów językowych należących do młodego pokolenia, ich zapału, działań i ideałów, jak i zupełnie nietypowy dla młodego pokolenia osób, które na różnych poziomach mogą być lub są identyfikowane jako przedstawiciele mniejszości językowej. Aktywizmem młodych ludzi należących do mniejszości językowych Europy zajęłam się m.in. właśnie dlatego, że moje wcześniejsze badania uświadomiły mi, jak silnie młode pokolenie osób należących do mniejszości traci chęć lub potrzebę identyfikowania się z grupą, m.in. poprzez używanie lub uczenie się języka mniejszościowego. Oczywiście, przyczyn i przypadków jest zbyt wiele, by można było opisać je w tym miejscu – to też są wszystko sprawy bardzo skomplikowane i wielowymiarowe, które wymagają wiele ostrożności i wrażliwości badawczej. Ale jednocześnie, zafascynowało mnie, do jakiego stopnia pojedynczy młodzi angażują się w działania na rzecz swojego języka i kultury, że staje się to sensem ich życia, a ich działania mają niekiedy większy wpływ na rówieśników niż te proponowane przez starszych działaczy i działaczki. W moich badaniach, zakończonych wydaniem książki „Nikt za nas tego nie zrobi. Praktyki językowe i kulturowe młodych aktywistów mniejszości językowych Europy”, starałam się spojrzeć na problemy wspólnot językowych z ich punktu widzenia, a także pokazać, jak stawali się aktywistami oraz w jaki sposób podejmowali decyzję dotyczącą świadomej i otwartej identyfikacji z grupą oraz używania (lub nie) języka mniejszościowego.

W ramach współpracy Instytutu Slawistyki PAN z CNR we Włoszech uczestniczyłaś w badaniach nad etnolingwistyczną witalnością języków regionalnych. Co wynika z tych badań?

To były fascynujące badania, które prowadziłyśmy razem z dr Claudią Sorią z Pizy. Porównywałyśmy problemy specyficzne dla kolateralnych języków regionalnych (na przykładzie piemonckiego i kaszubskiego), a więc takich, które ze względu na swoje podobieństwo do języków państwowych (przynależność do tej samej rodziny językowej, wzajemną zrozumiałość) oraz na niski prestiż poza terenem, na którym są używane, a często i w obrębie wspólnoty językowej – wkładane są do jednego worka „dialektów” języka państwowego. Stworzyłyśmy kwestionariusz etnolingwistycznej witalności języków regionalnych, który – choć opierając się na już istniejących ankietach – brał pod uwagę także problemy specyficzne dla tych szczególnych grup, które często nie są rozpoznane jako odrębne na jakimkolwiek poziomie od społeczeństwa dominującego, podlegając jednocześnie silnej dyskryminacji (tak językowej, dyskursywnej, jak i niekiedy bezpośredniej). Mówiąc w największym uproszczeniu, doszłyśmy do wniosku, że kluczem do wzmocnienia sytuacji tych języków jest zmiana postaw wobec nich. Ale oczywiście jest to proces bardzo trudny i nie musi się wcale zakończyć sukcesem.

Odkąd zaczęłaś się uczyć języka górnołużyckiego na INALCO [Institut National des Langues et Civilisations Orientales] w Paryżu, zajmujesz się kulturą mieszkańców Łużyc, niewielkiego obszaru znajdującego się w landach Saksonii i Brandenburgii. To mały teren, jednak pod względem historycznym i rozwijających się tam w przeszłości różnych etnolektów regionalnych niezwykle skomplikowany.  Na czym polega specyfika geopolityczna, kulturowa oraz językowa tej słowiańskiej wyspy?  

To znów pytanie bardzo szerokie, dlatego skoncentruję się na tych aspektach, którymi zajmuję się badawczo. Jak mówiłam wcześniej, Serbołużyczanie to mniejszość bardzo złożona i o trudnej sytuacji zarówno geopolitycznej, jak i kulturowo-językowej. Nie tylko zamieszkują oni dwa osobne landy – co już ma wpływ na możliwość prowadzenia kompleksowej polityki językowej – ale są też wewnętrznie podzieleni na dwie grupy (nazywające się dwoma narodami), co najmniej trzy dominujące odmiany językowe (oprócz górnołużyckiego i dolnołużyckiego jest też odmiana przejściowa ze średnich Łużyc) i dwa wyznania – katolików i protestantów – które również mają wpływ na tożsamość kulturową i używanie języka. Dla mnie jako badaczki fascynujące są również konsekwencje wynikające z sytuacji politycznej, w której Łużyczanie funkcjonowali i funkcjonują i jej wpływu na podejmowane przez nich działania.

Jaki status posiada język górnołużycki? Czy stowarzyszenia łużyckie korzystają z funduszy unijnych, zaś rząd niemiecki w jakiś sposób wspiera działania lokalnych aktywistów/rewitalizatorów?  
To pytanie bezpośrednio wiąże się z poprzednim. Języki łużyckie są rozpoznane zarówno w konstytucjach landów, jak i w Europejskiej Karcie Języków Regionalnych lub Mniejszościowych, najważniejszym europejskim dokumencie regulującym status i działania wobec języków mniejszościowych. Niemcy stworzyli Fundację na rzecz Narodu Łużyckiego, poprzez którą Serbołużyczanie finansują różnego rodzaju działania językowe, kulturalne i społeczne. Ale trzeba też zaznaczyć, że na Łużycach – co było w tym wymiarze fenomenem na skalę europejską – cała dwujęzyczna infrastruktura, obejmująca m.in. szkolnictwo, wydawnictwo, media, instytucje kulturalne i badawcze, dwujęzyczne tablice itd., została utworzona już na początku istnienia NRD, pod koniec lat 40. XX wieku. Choć w latach 60. XX wieku pozytywne nastawienie do tej mniejszości się zmieniło, co skutkowało przyspieszoną zmianą językową na Łużycach, ta infrastruktura przetrwała w niemal niezmienionej formie do dziś. Jednocześnie jednak Łużyczanie mają - również wynikające w dużej mierze z historii – wciąż dość pasywne nastawienie do obrony swoich praw językowych, mimo wprowadzenia programów służących rewitalizacji.

Do jakich największych, twoim zdaniem,  dalekosiężnych  zmian,  rzutujących na przyszłość Serbołużyczan, doszło w ostatnich latach w badanych przez ciebie miejscowościach łużyckich?

Z pewnością zmiana polityczna miała ogromny wpływ na Serbołużyczan, którzy zostali postawieni w sytuacji możliwości dokonania wyboru. Nie tylko wyboru języka, ale też miejsca zamieszkania, rodzaju pracy, którą chcą podjąć, identyfikacji. O dylematach wynikających z tych możliwości również piszę w mojej ostatniej książce. Z pewnością – z punktu widzenia spójności wspólnoty i możliwości zachowania języka – największe znaczenie ma „wolność” (celowo ujęta w cudzysłów), mobilność i globalizacja (połączona z neokapitalizmem). Wydaje mi się, że właśnie te czynniki (prócz innych, obecnych wcześniej, o których istnieniu nie należy zapominać, związanych z prestiżem języków, utrwalonymi postawami wobec nich i wobec samej mniejszości itd.) mają obecnie ogromny wpływ na dokonującą się na Łużycach zmianę językową.

Obecnie jesteś zaangażowana w dwa projekty badawcze dotyczące Łużyc Górnych, które prowadzisz równoległe. Co to za projekty i czym one się różnią,  jeżeli chodzi o zakres badań i  metody badawcze?

Pierwszy projekt, który realizuję w ramach grantu OPUS (NCN), dotyczy praktyk językowych oraz diagnozy konfliktu kulturowego wśród uczniów Łużyckiego Gimnazjum w Budziszynie, na Górnych Łużycach. Chcę zobaczyć, jakie czynniki mają wpływ na to, czy uczniowie pochodzący z niemieckojęzycznych domów, którzy uczą się łużyckiego jako drugiego lub w systemie nauczania dwujęzycznego, zaczynają mówić w tym języku i/lub identyfikować się z mniejszością serbołużycką. Wydaje się, że na ich motywację do uczenia się łużyckiego wpływ mają nie tylko czynniki wynikające z samych metod nauczania języków mniejszościowych, ale też postawy wobec nich Łużyczan. Drugi projekt realizuję we współpracy z dr Cordulą Ratajczak z Instytutu Łużyckiego w Budziszynie (dr Ratajczak współpracuje ze mną też przy pierwszym projekcie) w ramach stypendium przyznanego nam przez Smithsonian Center for Folklife and Cultural Heritage (część Smithsonian Institute) w programie SMiLE: Sustaining Minority Languages in Europe. W tym programie sześć tandemów badawczych ma zdiagnozować sytuację języków i wysiłki rewitalizacyjne sześciu mniejszości językowych Europy (oprócz języków łużyckich badane będą też język fryzyjski w Niemczech, griko we Włoszech, irlandzki, galicyjski w Hiszpanii i okcytański we Francji). Wszyscy będziemy odpowiadać na szereg pytań badawczych sformułowanych wcześniej przez doradców naukowych projektu, wśród których znajdują się najważniejsi badacze zajmujący się rewitalizacją języków z całego świata. Cały projekt ma więc charakter porównawczy i ma służyć zdiagnozowaniu najważniejszych wyzwań, przed którymi stoją dziś języki mniejszościowe Europy. Założeniem grantodawców jest to, że badacze będą bazować na swoim dotychczasowym doświadczeniu i badaniach prowadzonych wśród mniejszości, i uzupełniać je dodatkowymi informacjami zebranymi – w naszym przypadku – podczas mikro-badań etnograficznych, wywiadów z osobami odpowiedzialnymi (na różnych poziomach) za politykę językową na Łużycach oraz wywiadach socjolingwistycznych.

Badania naukowe wymagają czasu, namysłu i szczegółowej, czasochłonnej analizy -  prawdopodobnie więc nieco za wcześnie na konkluzje. Może jednak zdołałabyś dokonać krótkiego podsumowania  tez,  wynikających z twoich badań  terenowych na Łużycach?

Cóż, jak mówiłam na początku naszej rozmowy, badania wśród mniejszości łużyckiej prowadzę już kilkanaście lat. Każdy nowy pobyt tam, spotkania z ludźmi, poznanie nowych punktów widzenia – wzbogacają mój obraz wspólnoty, pozwalają też dostrzec te sprawy, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi lub uznawałam za mniej istotne. W obecnie prowadzonych badaniach (zwłaszcza tych w górnołużyckiej szkole średniej, ale też nad rewitalizacją języków łużyckich) najważniejsze miejsce zajmuje to, czy na Łużycach (podobnie jak to się dzieje w przypadku Bretanii i Walii) ważne miejsce z punktu widzenia zachowania tych języków i wobec zmniejszającej się substancji językowej, mogą zajmować tzw. neo-mówcy (new-speakers), czyli te osoby, które języka mniejszościowego nie tylko się nauczyły, ale też chcą go używać, a nawet działać na jego korzyść. Dotychczasowe badania pokazują, jak trudne jest to wyzwanie. Ale jednocześnie – jak w każdych badaniach społecznych – sytuacja jest dynamiczna, a same prowadzone przez nas badania mogą mieć (miejmy nadzieję pozytywny) wpływ na wspólnotę językową.

 Z Nicole Dołowy-Rybińską rozmawiała Beata Kubok