UWAGA! Odwiedzasz archiwalną stronę, która wkrótce przestanie działać. Zapraszamy do nowego serwisu pan.pl.

Rozmowa z prof. Piotrem Faliszewskim, laureatem ERC Consolidator Grant

Czego dotyczy Pana projekt?

- Projekt dotyczy algorytmiki procesu decyzyjnego wyboru czegoś, co nazywamy komitetem – ta nazwa może się czasem źle kojarzyć, ale chodzi po prostu o grupę osób, które jakoś reprezentują poglądy społeczeństwa, grupę sędziów, klientów sklepu internetowego czy agentów softwarowych.

 

Skąd się wziął pomysł?

- Pomysł na ten projekt to kontynuacja wcześniejszych, od wielu lat rozwijanych pomysłów badawczych. Najpierw zajmowaliśmy się algorytmiką wyborów z jednym zwycięzcą - te najbardziej archetypowe to są wybory prezydenckie. Potem zajęliśmy się wyborami komitetów, co doprowadziło nas do tego projektu. Nowatorskie w tym podejściu jest to, że wymyśliliśmy sposoby, jak analizować różne modele preferencji wyborczych stosowanych czy to w informatyce, czy w ekonomii.

 

Jak przebiegała Pańska ścieżka kariery?

- Już w liceum byłem stypendystą Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci – to polska organizacja, która wspiera uzdolnionych nastolatków oraz młodsze dzieci, prowadzi warsztaty, spotkania z naukowcami. Wtedy złapałem bakcyla, zacząłem chodzić na wykłady na AGH, i tam poznałem późniejszego promotora mojej pracy magisterskiej. On przekonał mnie do teorii złożoności obliczeniowej. Zacząłem wchodzić w naukę coraz głębiej, napisałem pracę magisterską, kupowałem podręczniki. Do jednego z autorów napisałem, że książka mi się bardzo podoba, ale znalazłem kilka drobnych błędów. To był profesor Lane A. Hemaspaandry. Odpisał: „Masz rację, popełniliśmy kilka błędów, rób u mnie doktorat”. I rok później znalazłem się na Uniwersytecie w Rochester, gdzie Hemaspaandra był specjalistą od teorii złożoności obliczeniowej, ale mnie poprowadził w kierunku algorytmiki złożoności obliczeniowej wyborów.

 

Czy może pan opisać metody przygotowań?

- Zaczęło się od próby zdobycia grantu ERC w 2019 roku. Jak każdy naukowiec, zawsze mam zestaw spraw, którymi chcę się zajmować. Spisałem je, skonsultowałem ze współpracownikami, czy opis projektu jest przekonujący. Pojechałem do Brukseli, ale odbiłem się od ściany. Z perspektywy czasu uważam, że to było nieuniknione. W projekcie na grant ERC musi być oczywiście to, na czym się znam, ale też musi być element wyjścia poza granice komfortu naukowego, czyli próba stworzenia czegoś nowego. W tym roku zrewidowałem projekt. Kluczowym momentem był próbny panel, który zorganizowało Biuro ds. Doskonałości Naukowej PAN. Okazało się, że popełniam sporo błędów. Od kolegów, w tym laureatów grantów ERC, dostałem mnóstwo rad. Namówili mnie na spotkanie z coachem, który wyjaśnił mi, co zrobić, by prezentacja była lepsza. Przed trzy tygodnie robiłem niemal codziennie prezentację tylko dla siebie. W dniu panelu właściwego stres był, ale wszystko poszło dobrze!

 

Czy dużo się zmieniło w porównaniu do ubiegłego roku?

- Wtedy musiałem pojechać do Brukseli, nocowałem w kiepskim hotelu, przeziębiłem się po drodze. A teraz w określonym czasie usiadłem wygodnie przed komputerem, zrobiłem prezentację, i po godzinie było po wszystkim. Mnie format zdalnych rozmów pomógł, ale podejrzewam, że paneliści byli wykończeni.

 

Jak radziłby pan młodym ludziom nauki pokierować swoją karierą?

- Młodym badaczom, którzy są na początku kariery, na pewno można poradzić, by nastawili się na jakość nauki i na tym się skupili. Byłoby dobrze, gdyby byli w stanie pojechać za granicę - zrobić doktorat albo staż podoktorski. Wydaje mi się kluczowe, żeby mieć jakiś kontakt z trochę innym światem naukowym niż ten, do którego jest się przyzwyczajonym.

 

Czy i jak zachęciłby Pan naukowców do aplikowania o granty ERC?

- O grant ERC aplikuje się, by zrealizować plany, a nawet marzenia naukowe. Nie ma co myśleć o pieniądzach, tylko o celach. Grant ERC to nie nagroda, tylko sposób finansowania nauki, więc właśnie na nauce należy się skupić, bo jeśli pomysł badawczy będzie wystarczająco dobry, to pojawi się grant.